Jednak podejmuję trud (!) posługiwania się jak najczystszą polszczyzną. I żal mi, że coraz więcej ludzi rezygnuje z takiego starania. Nasi dziadowie walczyli o coś, co my oddajemy za darmo… Wiem, brzmi to patetycznie i nastrój się nadął. OK (teraz mi się wymknęło, ale już nie poprawiam), a jak z nazwami własnymi zapożyczonymi z innych języków? Tu, uważam, można sięgnąć po obcojęzyczne słowa. Z różnych powodów. Na przykład firma planuje międzynarodową ekspansję, chce być znana za granicą i żeby nie tworzyć tzw. łamaczy języka nazywa siebie np. po angielsku. Albo inny powód – czasem nie da się znaleźć gry słów pasującej do tematu i tak samo zabawnie brzmiącej w kilku różnych językach. Ostatnio spodobał mi się tytuł jednego z postów blogerki Garance Dore. Dotyczył fryzur i brzmiał „Hair we go”
garancedore.fr/en/theminis/hair-we-go/
A może jakieś słowo, którego koniecznie chcemy użyć w języku polskim nie istnieje…
Np. taki loft….albo loft you… Jak to wyjaśnić…
Może tak: kolor + prostota + 100 % made in Poland + 100% hand made
loftyou.pl
Follow my blog with Bloglovin
Brak komentarzy :
Publikowanie komentarza